Czasami przypadek sprawia, że w naszym życiu zaczyna wszystko się zmieniać o 180 stopni. Tak właśnie było w przypadku Pani Małgorzaty, która ostatecznie została zwyciężczynią pierwszej edycji Ogólnopolskiego Programu Letnie Metamorfozy Mój Dietetyk. Pani Małgorzata jest niezwykle pozytywną osobą, która w dodatku ma sporo dystansu do własnej osoby. Sprawdźcie co sprawiło, że Pani Gosia zgłosiła się do naszego programu, jaki był jej najtrudniejszy moment oraz jakie zmiany zaszły w jej życiu. Zapraszamy do lektury!
Pani Małgorzata Mazurkiewicz
Masa ciała: -13,6 kg w ciągu 10 tygodni!
Tkanka tłuszczowa: -5,9%
Obwód w talii: -13,5 cm!!
Skąd dowiedziała się Pani o programie “Letnich Metamorfoz”?
Pani Małgorzata: Tak naprawdę, było to zrządzenie losu. Przeglądałam różne funpage na Facebook’u związane z odżywianiem i w propozycjach pojawił mi się “Mój Dietetyk”. Zerknęłam, przeczytałam pobieżnie informację o “Metamorfozach” i pomyślałam, że jak nie zapomnę to wrócę później do tematu. Oczywiście uleciało mi z głowy to co zaplanowałam. Los jednak nie dał łatwo za wygraną i zasugerował mi jeszcze raz Państwa profil. Wtedy przeczytałam go niemalże od deski do deski, zapoznałam się też ze stroną internetową i na poważnie zaczęłam myśleć o zgłoszeniu się do programu.
Co sprawiło, że zgłosiła się Pani do projektu?
Powodów było kilka… Pierwszy najważniejszy – źle zaczęłam się czuć w swoim ciele. Zawsze byłam okrągła, niemniej jednak w okresie przed Metamorfozami zaczęłam niebezpiecznie zbliżać do wagi, która mnie przeraziła. Moja masa była na tyle duża, że nie dało się jej już tuszować skutecznie ciuchami. Drugi powód to sport – mimo, że całe życie byłam “okrąglinką” nie przeszkadzało mi to w uprawianiu takich sportów, na jakie miałam akurat ochotę, a w tamtym czasie waga zaczęła powodować dyskomfort przy ćwiczeniach i coraz większe trudności w wykonywaniu ich na takim poziomie, jaki by mnie satysfakcjonował.
Ostatni powód – może wydać się błahy, ale chciałam w ten sposób zrobić sobie samej prezent na urodziny, które wypadałyby w trakcie kuracji. Urodziny przełomowe, bo okrągłe (jak i ja 😉 ) i pomyślałam, że może to powinien być punkt zwrotny, żeby zadbać o siebie na każdej płaszczyźnie i zainwestować w dobre samopoczucie.
Jak wyglądały początki kuracji?
Początki, jak chyba zawsze przy takich poważnych inwestycjach i przedsięwzięciach nie były najłatwiejsze. Począwszy od przyznania się przed sobą i kimś obcym – w postaci dietetyka (chociaż ani razu nie poczułam się oceniana), że “coś jest nie tak”, że sposób odżywiania, na którym bazowałam nie sprawdził się, że sprawy zaszły tak daleko, że trzeba zwrócić się po pomoc, a skończywszy na przeorganizowaniu życia tak aby znaleźć czas na gotowanie i regularne jedzenie…
Ważenie i kontrolowanie produktów też wymagało nabrania wprawy, ale dla chcącego nic trudnego 🙂
Jaki był najtrudniejszy moment podczas wprowadzania nowych nawyków?
Chyba wskazałabym na naukę organizacji, związaną z tworzeniem listy zakupów, gotowaniem i nie marnowaniem pozostałego jedzenia.
Zaraz po tym mogę śmiało wymienić wypracowanie nawyku i chęci jedzenia regularnie, co 3 godziny. Wszystko to wymagało konsekwencji, a będąc zaganianym i pochłoniętym obowiązkami łatwo się zapomnieć…
Jakie były reakcje rodziny i znajomych na zachodzące w Pani zmiany?
W początkowej fazie Metamorfoz nie mówiłam prawie nikomu, że wzięłam się za siebie. Po pierwszych kilku tygodniach zaczęły się jednak pytania – co się dzieje, czy ćwiczę, czy mam jakąś dietę. Wraz z pytaniami zaczęłam też dostawać feedback, że wyglądam coraz lepiej. Kiedy zaczynałam opowiadać o zmianach jakie zachodzą – o odżywianiu, o innym podejściu do jedzenia, o przeorganizowaniu sposobu myślenia o jedzeniu, reakcje były różne – od uśmiechów i niedowierzania aż po gorący doping. Nie zmienia to faktu, że z każdym kolejnym tygodniem doping wzmagał się nawet u początkowych niedowiarków. Jedną z reakcji, która pojawiła się w czasie Metamorfoz było zainteresowanie tym co jem, co poskutkowało zmianą niektórych nawyków żywieniowych u moich najbliższych – z tego cieszę się chyba nawet bardziej niż z dopingu, który otrzymałam.
Żeby nie było tak łatwo i cukierkowo, pojawiły się też komentarze, że wszechobecne wsparcie dla mojej osoby jest już przytłaczające i że czas przestać mnie chwalić, bo zbyt mocno obrosnę w piórka… Ale to nic – dzięki temu równowaga w przyrodzie została zachowana 😉
Zmiany zewnętrzne widać gołym okiem, a jakie zaszły zmiany wewnętrzne?
Wyda się to banalne, ale pierwszą zauważalną dla mnie zmianą był wzrost pewności siebie. Na treningu, w pracy, w sumie w każdym najmniejszym aspekcie życia codziennego, nawet w sposobie chodzenia… Pojawiły się też większa łatwość i otwartość aby próbować rzeczy nowych i trudniejszych.
Najzwyczajniej czuję się silniejsza, bo wiem ile mogę osiągnąć kiedy tylko naprawdę chcę 🙂
Co powiedziałaby Pani dla osób które ciągle wahają się i nie mogą podjąć decyzji o rozpoczęciu kuracji?
Nie traćcie czasu! Łapcie przytrafiające się okazje i korzystajcie z pomocy, kiedy tylko macie okazję! Jeśli nie macie tyle siły lub wiedzy teoretycznej aby w pojedynkę przeprowadzić żywieniową rewolucję i zmienić swoje podejście do jedzenia i swojego ciała, nie zastanawiajcie się… Bardzo szybko można dojść do punktu, z którego trudno będzie zawrócić, a im później zaczniecie zawracać tym trudniej będzie walczyć o nową / nowego siebie… Dodatkowo, w trakcie kuracji nie będziecie sami – wasz Dietetyk będzie waszym największym kibicem i wsparciem, ale kiedy “dacie ciała” obiektywnie i konstruktywnie Wam to uświadomi.
Jak wyglądała pomoc ze strony dietetyka?
Pani Małgorzata: Moja Pani Dietetyk wkładała w proces mojej zmiany 100% serca i zaangażowania, to chyba największa pomoc. Słuchała co mówię, na tej podstawie konstruowała mój plan żywieniowy, który nie utrudniał mi i tak niełatwego procesu zmiany. Kiedy pojawiały się potencjalne pokusy i okazje do powrotu do starych nawyków żywieniowych, potrafiła znaleźć dla nich fit rozwiązanie. Przykładem mogą być ciasta, które były zdrową alternatywą na urodziny moje i nie tylko 🙂 “Leśny mech” okazał się hitem i do tej pory święci tryumfy 😉 Trzeba też docenić responsywność i elastyczność Pani Igi – zarówno jeśli chodzi o godziny wizyt, jak i o szybkość odpowiedzi na niespodziewane wiadomości 🙂
Patrząc z perspektywy czasu… Było warto?
Oczywiście! Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości 🙂 Gdybym miała podjąć tę decyzję raz jeszcze byłaby dokładnie taka sama. Na początku kuracji dostałam zadanie – wypisać rzeczy, które zyskam/stracę przez udział w Metamorfozach. Rzecz jasna zysków było więcej niż potencjalnych strat, ale pojawiły się też pewne wątpliwości w związku ze “stratami”. Czy warto wywracać życie do góry nogami tylko po to żeby wpasować się w trend bycia fit? Czy warto wychylić się ze strefy komfortu i podjąć się reorganizacji życia? Czy warto poświęcić 2 godziny ulubionego filmu/książki dla 2 godzin gotowania i zlewu pełnego brudnych naczyń, skoro można zamówić pizzę? Jak pogodzić nową dietę z wyjściami ze znajomymi i starymi nawykami (piwo+pizza) Takich pytań mogłabym jeszcze wymieniać bez liku. Finalnie jednak wiem, że warto było podjąć ryzyko i rzucić się w nieznane, bo jest to jeden z mądrzejszych wyborów jakich dokonałam 🙂
5 szybkich odpowiedzi:
-> Ulubiony posiłek z menu zaproponowanego przez dietetyka to: Zupa z ciecierzycy i hamburgery.
-> Podczas kuracji pierwszy raz spróbowałam? Bakłażana i ciasta bez kremu śmietanowego 😉
-> Podczas kuracji największym zaskoczeniem było? Jedzenie sałaty i jogurtu naturalnego z przyjemnością.
-> Moim kolejnym celem jest? Zachowanie obecnego Stylu odżywiania i życia.
-> W najbliższej przyszłości planuje? Zrzucić jeszcze kilka kilogramów i zarazić najbliższych nowym sposobem odżywiania 🙂