Mój Dietetyk Pyta (7) – wywiad z Panią Martą cz.2

Współczesny dietetyk, to ktoś więcej niż osoba układająca jadłospisy. Jest to osoba, z którą wielu ludzi wiąże ogromne oczekiwania i nadzieje. Upatrują w nim szansy na zmianę swojego życia na lepsze. Dzisiejszy dietetyk to również psycholog, mentor, coach – człowiek, którego darzy się zaufaniem.

Przed Wami druga część wywiadu z niezwykle charyzmatyczną i zdeterminowaną Panią Martą, która o zdrowszą i szczęśliwszą siebie walczyła pod okiem dietetyczki Mirosławy Westplah. Tym razem podzieli się swoimi przemyśleniami i spostrzeżeniami odnośnie pracy z dietetykiem. Opowie również o rewolucji i pozytywnych zmianach jakie zaszły w jej życiu.


Jakie były Pani oczekiwania względem dietetyka?

Pani Marta: Moim zadaniem było odnalezienie kogoś, kto pomoże mi uporać się ze zgliszczami, do jakich doprowadziłam, nie wiedząc nawet kiedy, swoje ciało. Internet pęka w szwach od ofert, które w niezwykle dopracowany sposób kuszą, by z nich skorzystać. Szukałam kilka dni. Strona Mojego Dietetyka wyróżniała się przejrzystością i czytelnością oferty. Podobało mi się, że mogę liczyć na bezpośredni kontakt i konsultacje; że nie będę się borykać z bezdusznymi kartkami zapełnionymi mniej lub bardziej atrakcyjnymi jadłospisami, a jedyny kontakt będzie odbywał się przez e-maila. Potrzebowałam poczuć, że to wszystko się dzieje naprawdę, moja przygoda z własnymi słabościami jest realna, i że uświadomi mi to siedzący naprzeciw człowiek. To jemu będę mogła powiedzieć, że coś mi nie smakuje, wyjaśnić obszernie swoje oczekiwania, przyznać się do porażek i przy nim uświadomić sobie swoje sukcesy. I tak właśnie los pokierował mnie do pani Mirki.

Co najbardziej Panią zaskoczyło?


Zdarzało się, że do posiłków wkradł się jakiś składnik X, na myśl o którym mnie odrzucało. Jednak pani Mirka uważnie słuchała moich lamentów i eliminowała takie potworki. Było to dla mnie ważne. Uwzględniała na bieżąco moje upodobania, m. in. owoce. Częściej jednak, ku memu niewypowiedzianemu zaskoczeniu, okazywało się, że z góry przeze mnie skreślony posiłek, okazywał się odkryciem. A skoro już o odkryciach mowa: gdy pierwszy raz pojawiłam się na czerwonej kanapie pani Mirki, zapowiedziałam, że „jakby co, to ja nie umiem gotować”. Dzisiaj, po pół roku, nie boję się ani garnków, ani kuchenki, ani przypraw. Rachunek za prąd skoczył znacznie w górę, gdyż oto, odkurzona z pajęczyn, do użytkowanych przeze mnie przestrzeni dołączyła kuchnia! Do Gordona R. może mi jeszcze daleko, ale takiej ryby, jaką sobie sama umiem upiec, to nie jadłam nigdzie.

Czy w czasie współpracy poznała Pani potrzeby swojego organizmu?


Na pewno zaczęłam bardziej panować nad swoim organizmem. Gdy zaczęłam mu dostarczać optymalną ilość dobrych składników, okazało się, że przestały mnie męczyć zachcianki i to ja zaczęłam decydować kiedy i co jem, nie zaś jakiś podstępny głosik z tyłu głowy, który miesiącami podsuwał mi pomysły o pączkach, czekoladkach, pizzy.



Gdy jem mniej, a to co jem jest przemyślane, okazuje się, że mogę od czasu do czasu pozwolić sobie także na słodycze. Wcześniej byłam przesłodzona; doszłam do momentu, że wszystkie słodycze smakowały mi tak samo. Teraz wyostrzył mi się smak. Nigdy bym nie przypuszczała, że kawałek gorzkiej czekolady może smakować na równi z moją niegdyś ulubioną mleczną.



Nauczyłam się także rozpoznawać moment, w którym powinnam przestać jeść. Pomaga mi w tym zasada, by jeść wolno i dać ciału czas na dostarczenie w odpowiednim momencie informacji do żołądka i mózgu, że czas kończyć posiłek.

Co zmieniło się w Pani życiu od pierwszego spotkania z Panią Mirką, do dziś? Czy to już koniec zmian?


Wróciła moja pewność siebie i dawna ja, co zauważyli wszyscy znajomi. Ma to także olbrzymi wpływ na moje funkcjonowanie w pracy.



Znów bawię się modą. Odnajduję stare, upchnięte na tył szafy ubrania z okresu świetności mojej figury i łączę je z nowymi trendami. Ku mej uciesze bowiem znów mogę kupować ubrania w tych sklepach, w których mam ochotę, a nie w tych, w których znajdę ubrania w swoim rozmiarze. Wcześniej nie doceniałam komfortu, z jakim się to wiąże, a teraz z radości aż trudno mi przejść nad tym do porządku. A skoro już mowa o ubraniach, znów radośnie, jako ta rącza łania, hasam w swych ukochanych szpilkach, które poddały się swego czasu w walce z 85 kilogramami.



Odkryłam także przyjemność w gotowaniu i nauczyłam się radzić sobie w kuchni. Udaje mi się nawet improwizować. Jeszcze pół roku temu? Nie do pomyślenia!



Nie męczę się jak kiedyś. Z podłogi podnoszę się bez wysiłku. Czuję się lekka i gibka. Podobno nawet inaczej się poruszam.



Zmiany roztoczyły kręgi nie tylko na sfery bezpośrednio związane z dietą i odchudzaniem. Stały się inspiracją także do przekalibrowania myślenia o sobie, swoim komforcie psychicznym i higienie duszy. Dały początek wielu egzystencjalnym przemyśleniom. Nurt zmian sprawił, że zaczęłam traktować siebie jako kogoś ważnego; kogoś, kto jest wart poświęcenia mu czasu, kto jest na pierwszym miejscu, kto zasługuje na to, by mieć w ciągu dnia chwilę na odpoczynek, spokojny posiłek, możliwość odżywienia swojego umysłu i zrobienia tego, co sprawia przyjemność. Każdy człowiek na to zasługuje, ale w pędzie życia wielu się zatraca i zapomina o tym, by być najlepszym przyjacielem dla siebie samego.

Dietetyk Mirosława Westphal

Ty również możesz znaleźć swój: