Z zaburzeniami odżywiania zmagam się już prawie 10 lat. Wszystko zaczęło się w podstawówce, po tym jak postanowiłam się odchudzać. Od małego dokuczano mi i prześmiewczo komentowano mój wygląd, np. że mój brzuszek wygląda jakbym była w ciąży. Nie były to przykrości tylko od rówieśników, ale również od rodziny. Któregoś dnia kolejny komentarz był tym jednym za dużo. Zdesperowana postanowiłam się odchudzać.
Nie miałam wtedy nikogo, kto mógłby mi w tym pomóc czy jakkolwiek doradzić. Pytając wf-istkę usłyszałam, że muszę codziennie robić dużo cardio – tak zaczęło się moje uzależnienie od ćwiczeń. Rodzina dała mi z kolei poradę ,,nie żryj tyle” – jednocześnie podsuwając mi słodycze i fastfoody. W internecie natrafiłam na bloga promującego dietę 1000 kalorii, a widząc jej efekty postanowiłam się do niej zastosować.
Ciągła głodówka i restrykcje, z czasem coraz większy lęk przed zjedzeniem czegoś przetworzonego, z cukrem lub tłustego – tak zaczęła rodzić się nękająca mnie choroba. Czułam ogromną satysfakcję z mojego zmieniającego się wyglądu i szybkich efektów, jednak cały organizm zaczął się wyniszczać. Wtedy zupełnie się tym nie martwiłam – w końcu mogłam udowodnić wszystkim, że potrafię być chuda i panuję nad swoim apetytem. Jednak moi rodzice zainterweniowali i zapisali mnie na wizytę do dietetyka.
Czułam okropny opór i nie chciałam tych spotkań. No bo jak mogłam zaufać komuś, kto będzie chciał mnie ,,utuczyć”? Kto da mi przepisy na niesmaczne potrawy i dziwne zdrowe pasty? Nie mogłam zbudować zaufania z tą pierwszą panią. Nie pomagał fakt, że non-stop naciskała na mnie by jeść masło w hurtowych ilościach, tłuste produkty i słodycze, co zupełnie nie mieściło mi się wtedy w głowie. Nie miałam żadnego wsparcia psychologicznego i czułam się niezrozumiana. W tamtym czasie gotowała mi mama, jednak ja ciągle oszukiwałam – nie chciałam jeść tych posiłków, nie smakowały mi i cała ta rehabilitacja wagowa działa się wbrew mojej woli.
Przez kolejne lata raz było lepiej, a raz gorzej. Byłam w ośrodkach leczniczych, na wielu terapiach i u kilku dietetyków. Jednak nadszedł czas gdy dorosłam. Wtedy postanowiłam wyzdrowieć. Choroba męczyła mnie, a ja widziałam jak bardzo ogranicza moje życie i zabiera jakąkolwiek przyjemność. Nie dojrzałam tak jak rówieśniczki w moim wieku, przez te wszystkie lata mój metabolizm okropnie spowolnił, a całe ciało jest “wyjedzone” od środka. Wyglądam jak dziecko, a w środku jestem staruszką. Prawdopodobnie nigdy nie będę mieć dzieci, a wielu organów nie wyleczę do końca. Dlatego postanowiłam zadbać o siebie i skończyć z tym wszystkim.
Próbowałam podjąć leczenie, zarówno dietetyczne jak i psychologiczne, jednak znalezienie odpowiedniego specjalisty nie było łatwe. Dietetycy często nie mieli doświadczenia z taką chorobą lub narzucali mi swoją wizję jedzenia, zupełnie nie pytając o moje preferencje i gotowość psychiczną. Prawie żaden z nich nie opisał mi jak taki proces będzie przebiegał, ani w jakim stanie jest mój organizm. Nie dostałam też praktycznie żadnej edukacji żywieniowej, co najwyżej broszurki lub kolorowo oprawione jadłospisy ze zbiorem internetowych faktów o tłuszczach czy odchudzaniu.
Nie byłam w stanie zaufać komuś, kto nawet nie traktował mnie poważnie i nie uwzględniał moich możliwości. Tu nie było miejsca na współpracę, a co najwyżej na oddelegowanie pacjenta z jadłospisem niemalże jak z receptą. W ośrodkach edukacja była ciut większa, jednak tam jedliśmy to co nam narzucono i w ogromnych ilościach. Nie nadążało to za procesem leczenia jaki dział się w głowie. Podobnie, tyle że dużo gorzej było w szpitalach, ale o tym raczej nie trzeba nikogo przekonywać. Faszerowanie jak indyka na święta – tak wygląda w Polsce leczenie anoreksji. Z drugiej strony nie mogłam znaleźć żadnego specjalisty, który prowadziłby terapię i specjalizował się w zaburzeniach odżywiania. Psycholodzy i psychiatrzy przepisywali mi tylko kolejne leki, skierowania do szpitala albo poddawali się, nie chcąc ryzykować utraty zawodu gdyby coś mi się stało. Często traktowano mnie jak niespełna rozumu lub doradzano ,,to po prostu zacznij jeść”. Nie interesowało ich rozmawianie o jedzeniu i związanych z tym lękach. Nie mogłam znaleźć specjalisty, który jednocześnie zajmowałby się tymi dwoma problemami. Jednak kiedy myślałam, że już nic nie da się zrobić, moja mama poleciła mi panią Ewę Olszak z poradni Mój Dietetyk Elbląg.
Umówiłam się na wizytę i to była jedna z najlepszych decyzji w moim procesie leczenia. Już od pierwszego kroku w gabinecie pani Ewa traktowała mnie poważnie, z szacunkiem, a nie jak dziecko czy osobę, która ma coś nie tak w głowie. Była otwarta na moje problemy, wysłuchała z empatią mojej długiej historii i porozmawiała od serca jak może mi pomóc. Po wykonaniu pomiarów i analizy składu mojego ciała wytłumaczyła mi jak wygląda kwestia mojego metabolizmu i zdrowia, na czym powinniśmy się skupić w leczeniu oraz jako jedyna zapytała o moje psychiczne i fizyczne możliwości przybierania na wadze. Cel rehabilitacji ustaliłyśmy wspólnie, wybierając taką wagę docelową, na jaką wtedy byłam gotowa. Jednocześnie pani Ewa nie pozwoliła mi przy tym stchórzyć. Nie dopuściła do głosu tej mojej chorobowej części, która oczywiście nie chciała żadnych dodatkowych kilogramów. W gabinecie miałam szansę opowiedzenia o wszystkich swoich obawach, dzięki czemu czułam się wysłuchana i zrozumiana. Do tego mogłam powiedzieć o wszystkich moich preferencjach smakowych oraz o tym co lubię a czego nie. Pani Ewa dopytała też o mój tryb życia, ile mam czasu na gotowanie oraz czy w ogóle lubię to robić. W moim przypadku odpowiedź jest twierdząca, jednak nie każdy chce stać długi czas w kuchni. Następnie cierpliwie spisała dokładna listę tego co wymieniałam, dopytała o to czego nie była pewna, a to sprawiło, że moje zaufanie do niej ogromnie wzrosło.
Na jadłospis nie musiałam długo czekać – był gotowy już po kilku dniach. Bogaty w pyszne dania, proste w przygotowaniu i o składnikach tanich oraz dostępnych w popularnych sieciówkach. Nie było wymyślnych potraw znanych mi z poprzednich jadłospisów ułożonych przez innych dietetyków. Nie było też produktów, na które zwyczajnie nie byłam gotowa psychicznie. Zadanie ułożenia takiego jadłospisu nie było łatwe, ponieważ mój organizm był ogromnie wyniszczony a ja dodatkowo nie jem mięsa, przez co jego odbudowa jest znacznie utrudniona. Jednak dla Pani Ewy nie było to żadną przeszkodą. Ułożyła mi cudowny plan, który aż się prosił o jedzenie. Wszystkie składniki raz zaczęte były zużywane do końca, do każdego posiłku była instrukcja przygotowania, a w samym jadłospisie była zamieszczona lista zakupów na każdy tydzień, co ułatwiało organizację i planowanie. Pewnie – nie każdy posiłek był idealny, ale żaden nie był choćby odrobinę niesmaczny. Nawet jeśli trafiło się coś, czego naprawdę nie lubię, pani Ewa od razu wymieniała mi go na inny. Dodatkowo zawsze mogłam z podanych składników wymyślić coś innego, a nie tylko trzymać się ściśle instrukcji.
Ta swoboda w przygotowywaniu, łatwość organizacji posiłków i ich pyszny smak sprawiły, że w końcu zrobiłam znaczne postępy w zdrowieniu. Co więcej nie były tylko chwilowe, a cały czas idą do przodu – wszystko dlatego, że robiłam je w zgodzie ze sobą i ze znacznie większą wiedzą o samym żywieniu i zdrowieniu. Pani Ewa na bieżąco monitorowała moje zdrowie, słuchała moich obaw lub pomagała w rozwiązywaniu jedzeniowych problemów. Nigdy nie zmusiła mnie do niczego, nie przekroczyła moich granic ani nie dała do jadłospisu składników, których w ogóle bym nie zjadła. Z drugiej strony przekonałam się do wielu nowych produktów, o których wcześniej zupełnie bym nie pomyślała, że dam radę je zjeść. Pani Ewa zawsze tłumaczyła mi czemu konkretny składnik jest ważny, jakie wartości odżywcze zawiera i jak dzięki temu może mi pomóc. Jednocześnie nigdy nie zabroniła mi jeść tego na co mam ochotę, nawet jeśli byłoby to ,,niezdrowe” . Wie, że każdy człowiek ma czasem ochotę na małe co nieco i że jeśli raz na jakiś czas zje się fast food’a, to nic się nie stanie. Nie było u niej restrykcji, niewygody i głodu – za to smakowitość, współpraca i zdrowa swoboda. Nigdy nie skrytykowała mnie ani nie oceniła jeśli akurat nie było postępów. Za to zawsze motywowała mnie do dalszej walki i do niepoddawania się. To dzięki niej prawdopodobnie dalej żyję i chcę żyć. Chcę walczyć, nawet jeśli miałoby to trwać długi czas.
Dzięki pani Ewie wiem, że mogę wyzdrowieć i wrócić do normalności. Wiem, że jedzenie może być pyszne i zdrowe oraz że można czerpać z niego przyjemność. Nauczyłam się, że dieta nie musi być nudna i niesmaczna, nie musi być ścisłym nakazem czy wręcz karą, a dietetyk nie musi być moim wrogiem. Dobry jadłospis ma wspierać w zdrowieniu, być pomocną dłonią w drodze do intuicyjnego jedzenia. Podstawą do budowania nowych nawyków. Jednak nawet to nie wystarczy jeśli nie będzie towarzyszył nam przy tym doświadczony i empatyczny specjalista, otwarty na pacjenta i jego potrzeby. Bez dobrej komunikacji i zaufania nie zbuduje się współpracy, a natłok trudności może zniechęcić do stosowania się do diety. Wiem, że jestem tylko jednym specyficznym przypadkiem i każdy może mieć swoje odmienne obawy przed pójściem do dietetyka. Jednak warto zrobić ten pierwszy krok. Warto spróbować i poszukać tego kogoś.
Dieta to nie tylko odchudzanie – to walka o nasze zdrowie, a ono jest tylko jedno. Dlatego tak bardzo cieszę się, że mam Panią Ewę i że mogę liczyć na jej pomoc.